Po tak
wielkich przeżyciach przez kolejne miesiące nie myślałem o niczym innym jak
tylko Mini. Widywałem je na ulicy dość
sporadycznie, lecz jak już moje sprawne oko upolowało ten Mini samochodzik to
odprowadzałem je wzrokiem aż do momentu kiedy mi zniknęło za horyzont. Za
każdym razem serce biło mi 3 razy szybciej, krew zaczęła krążyć jak szalona a
na mojej twarzy malował się uśmiech jokera, tylko taki bardziej przyjazne otoczeniu.
Przez kilka
kolejnych lat wzdychałem do gazet gdzie było coś napisane o Mini, oglądałem
wszystkie możliwe programy TVN Turbo, Discovery Chanel i inne okazjonalnie,
które wspominały choć jednym zdaniem o Mini.
Gdy dojrzałem
do myśli, że to już czas zacząłem poszukiwania. W między czasie miałem dwa
motorki i dwa samochody, ale nadal z myślami byłem przy Mini. Świadomy wszelkich
praw i obowiązków wynikających z posiadania Mini, psychicznie byłem
przygotowany na pogodzenie się z myślami, że zawsze będzie coś do robienia przy
tym małym maleństwie. Gdy tylko poluzowałem wodzę fantazji „mój” mini był
idealny, odrestaurowany do każdej najmniejszej śrubki, podkładki, linki, wężyka
itp. Idąc dalej, stworzyła się wizja 2
Mini, jeden totalnie klasyczny i surowy
jak tylko się da, drugi extremalnie, piekielnie szybki, z klatką
bezpieczeństwa, swapem od silnika Hondy 160-180KM – przyspieszenie w
granicach 5 sek. - 100km/h – OGIEŃ.
No dobra zejdźmy na ziemię i zacznijmy od
zakupu jednego egzemplarza, na którym
zapewne wiele się nauczę i poznam Mini do gołej blachy – o czym bardzo szybko
się przekonałem ...